Aż mi wstyd to pisać normalnie. Chyba jestem jakimś odszczepieńcem i jedynym wyjściem dla mnie, żeby uniknąć opinii czepialskiej zołzy to zacząć używać i recenzować szampony dla psów. Nie będzie z kim porównać moich wypocin.
Szampon polecony mi przez dermatolog, szampon, który na wizażu zbiera owacje na stojąco.
Co zebrał w mojej łazience? Kilka soczystych wiązanek.
Mam nadzieję, że niemal wypalone dziury w skórze mojej głowy oraz konieczność ścięcia kilkudziesięciu centymetrów wychuchanych włosów zamienionych w coś co przypominało w dotyku sierść dzika, trochę moje rozżalenie usprawiedliwia.
Nie kupię nigdy więcej, choć jedno muszę przyznać. Włosów podczas mycia wypadało mi o połowę mniej niż podczas stosowania innych szamponów.
Tylko co z tego, skoro pomiędzy myciami wydrapywałam sobie własnymi pazurami trzy razy tyle czochrając niemiłosiernie palącą i swędzącą skórę?
Neoptide.
Jeśli ktoś chciałby podać flambirowane danie i zabrakłoby mu alko, może śmiało użyć tego lotionu jako zamiennika. Jestem niemal pewna, że przy odpowiednio wysokiej temperaturze w pomieszczeniu nie trzeba będzie nawet dania podpalać. Dobrze, że testowałam w okresie zimowym. W lato po zastosowaniu mogłoby dojść do samozapłonu.
Nigdy więcej.
Po wszystkim, siedząc w czapie z mrożonego groszku na głowie, mającej złagodzić uczucie płonącego czerepu, zdrapałam pazurkiem kod kreskowy. A pod kodem skład. Są denaty i są salicylaty.
Oddałam koleżance do testów, zobaczymy jak się u niej sprawdzi.
Dobra, koniec tych dramatów, dzisiejszy odcinek będzie z happy endem. Ten oto bowiem, cuchnący bobek to prawdziwe cudeńko:
Na szczęście działa równie mocno jak cuchnie, więc wczoraj kupiłam kolejne opakowanie. I będzie kolejne!
Ducray Anacaps Tri-Activ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz